Profesor Modzelewski uczy tańczyć twista!
Katarzyna Marchlewska: Takich smaczków, które przedstawiają Profesora Modzelewskiego jako człowieka nie można wyczytać w żadnych notach biograficznych …
Wera Modzelewska: Tak, tak – kochającego młodzież poza tym i przygotowanego do zawodu – bo oprócz przedmiotów artystycznych w Akademii Warszawskiej, jeżeli chciało się być pedagogiem, to trzeba było skończyć dwuletni kurs pedagogiki i propedeutyki. Nie każdy artysta nadaje się na pedagoga. I mój mąż taki dyplom ma. Już przed wojną miał zezwolenie na to, żeby uczyć rysunku w gimnazjach i uczył w Gimnazjum Żeńskim na Placu Trzech Krzyży – jako student, ale już z tym dyplomem. Wracam do twist’a. No i wtedy studenci zwrócili się z prośbą, czy by mąż zechciał ich po prostu nauczyć tego twist’a. Mąż się zgodził i wywiesili piękny afisz na zewnątrz: „W każdy czwartek od godziny tej do tej w głównym hallu, przed lustrem Pan Rektor będzie uczył twista”. Bywały wspaniałe fuksówki!
Profesor Modzelewski podczas balu studenckiego; zdjęcie z archiwum prywatnego Wery Modzelewskiej
KM: Niebywałe! Zatem byliście Państwo absolutnie zgodni w tej miłości do tańca i muzyki …
WM: Tak. Młodzi inżynierowie z Politechniki zrobili u mojego męża stereo. Świetnych głośników użyczyła fabryka gramofonów – łódzka Fonica. I pierwsze stereo robiło niesamowite wrażenie.
KM: Tak, też pamiętam moment, kiedy pierwszy raz usłyszałam dźwięk stereo …
WM: Tak, i zaczęły się w domu męża niesłychane rzeczy, ponieważ wszyscy chcieli przyjść i posłuchać … Studenci też.
KM: Zdaje się, że tamte zabawy, zwłaszcza te do lat 70. były tak bardzo spontaniczne …
WM: Te z lat 60. też były świetne. I bale sylwestrowe się u nas odbywały, bo pracownia była duża. Była świetna muzyka i tak to było … dokąd pracownia nie zaczęła okropnie ciec, bo miała przeszklony sufit, bez sensu w naszym klimacie … Nie było telefonów, telewizja raczkowała, był najpierw jeden program, a potem drugi i w związku z tym życie towarzyskie szalenie kwitło.
Słynny rocznik 1965 – 71 w pracowni Profesora Modzelewskiego. Na zdjęciu uwieczniono wielu przyszłych wybitnych, światowej sławy twórców i pedagogów Uczelni. Źródło: archiwum prywatne WM
Teraz istnieje, ale nie w takim stopniu, bo wszyscy są zaganiani i nie mają czasu. Duże przyjęcia, duże spotkania odbywają się rzadko, a w „przelocie” raczej małe herbatki.
KM: I wydają się bardziej powierzchowne.
WM: Niekoniecznie. Ale właśnie wkrótce mój mąż postanowił zbudować jacht.
KM: Najpierw słodkowodny?
WM: No, nie – od razu to był morski. Od razu morski, wiedzieli o tym łódzcy żeglarze. Mój mąż był żeglarzem, czasem wyjeżdżał nad jezioro Charzykowy, na Mazury, tam wynajmował łódki i pływał. Nad jeziorem Charzykowy poznał naszego wspaniałego żaglomistrza przedwojennego, znanego w Europie – Otton’a Weiland’a – to był Kaszuba, który miał bardzo ciekawe przeżycie. Jak weszli Niemcy, chcieli na nim wymóc volkslistę, ale Otto odmówił, więc go aresztowali. Wtedy niemieccy żeglarze (i z resztą europejscy, z innych krajów także) zaprotestowali tak skutecznie, że Niemcy go wypuścili.
KM: Na tamtych terenach było sporo ludności pochodzenia niemieckiego, prawda? Spotkałam tam takie nazwiska, jak Hermann np.
WM: Wie Pani, ale i było dużo autochtonów, bo jak Pani przejdzie przez stare cmentarze: to Jablonka, to Bocian itd. Powalka. Takie nazwiska. Zresztą, znaliśmy autochtonów osobiście – wspaniałych ludzi. Wie Pani, przed Wojną w Łodzi też było bardzo dużo Niemców, na przykład wśród przemysłowców, ale to byli wspaniali ludzie! Byli Żydzi, Szwajcarzy, Francuzi, Rosjanie.
I. jacht morski z żywicy epoksydowej – „Biały”. Wykonany jako pierwszy w Polsce metodą amatorską; przetransponowany z planów na drzewo angielskiego konstruktora Roberta Tackera pokład, zaprojektowany przez R. Modzelewskiego, zwodowany 15 lipca 1968 roku w Mikołajkach. Źródło: archiwum prywatne WM
KM: To właśnie było piękne w przedwojennej Polsce – ekumenizm i wielokulturowość, przecież myśmy pięknie funkcjonowali i w towarzystwie Żydów, i Niemców i różnych pomniejszych wyznań i narodowości.
WM: Ależ naturalnie! Poza tym, łódzcy przemysłowcy, Gayerowie – Ci najwięksi, jak Scheibler, Grohman, to byli wykształceni ludzie. Scheibler, nim przyjechał do nas i stworzył swoje zakłady, miał je już w Europie. Podobnie Ludwik Geyer, prawda? Oni się wręcz spolszczyli. Często rozmyślałam o tym, że kultura – co z resztą potwierdzają niektórzy historycy – kultura polska miała ogromy walor, że oni się polonizowali. Zresztą Geyer – ostatni zarządzający wielkim majątkiem rodzinnym, w Łodzi jest w tym miejscu – w jego pierwszej fabryce – Muzeum Włókiennictwa, został przez hitlerowców zastrzelony razem ze swoim siostrzeńcem. Zastrzelony przez Niemców, bo odmówił przyjęcia volkslisty. Ale – wracam jeszcze do Otto Weiland’a. Kiedy weszli Rosjanie, to też go aresztowali, jako Niemca, no ale polscy żeglarze i europejscy – bo to się rozniosło – znów go wybronili. Był wielka postacią, Europejczykiem – wspaniałym żaglomistrzem. Mam od niego piękne dwa listy do mojego męża (Mój mąż postanowił właśnie wybudować jacht, bo męczyli go o to najlepsi łódzcy żeglarze). Mąż miał też namiętnego żeglarza – studenta, rzeźbiarza – profesora Włodzimierza Ciesielskiego, no i był też słynny operator filmowy, nieżyjący już Sergiusz Sprudin, który przywiózł z Anglii plany słynnego konstruktora angielskiego (? amerykańskiego) – Tucker’a, autora przybrzeżnej łodzi morskiej – Silhouette II. Ona miała wielką sławę jachtu, który „wspaniale chodzi”, itp., itd. Tyle, że to były plany na drzewo, w calach. No więc trzeba było przerobić całą technologię, bo mąż postanowił jednak budować z tworzywa. Włodek Ciesielski pomagał przy wszystkim – w przeliczeniu tych cali na centymetry, w robieniu rysunków naturalnej wielkości – bo wiadomo było, że do tej roboty będą wynajmowani majsterkowicze – nie żeglarze, a mąż będzie całość nadzorował. Ja też w rysowaniu rysunków technicznych na wielkość naturalną pomagałam i właśnie wtedy zaimponowałam mojemu mężowi. To powiększanie odbywało się w pracowni, w tym celu kleiło się bristol. Rozrysowywałam na „czworakach”, miałam przy sobie cyrkle i byłam już przy brzegu tego rysunku, gdy mąż zapytał mnie, co ja teraz zrobię? Odpowiedziałam, że teraz wyprowadzę sieczną i obosieczną. Mojego męża zamurowało (perlisty śmiech). cdn.
KM: Kiedyś to była wiedza powszechna.
WM: Owszem, geometria.
Jacht „Biały” w trakcie budowy. Miejsce użyczone przez Wydział Rzeźby Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi. Źródło: archiwum prywatne WM
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.